Praca w kamieniołomach ustała. Robotnicy zwolnieni. Niemcy chodzili chmurni. Nie wydawano żadnej żywności. Mieszkańcy żyli tym, co zdołali zaoszczędzić i produktami ogródków. Wieczorami przy zasłoniętych oknach mąż wyjmował patefon, prezent Zosi, a córeczka wołała.
– Tatusiu, muzikaj!
– Będę muzykał, jak pójdziesz spać.
Mała pozwalała się rozebrać, ułożyć w kołysce, z którą nie chciała się ciągle rozstać.
– Teraz tata muzikaj i kołysaj – rozkazywała.
Tata grał, kołysał, a czasem sam się zdrzemnął. Budził go głos rozpieszczonej córki.
– Tata, kołysaj!
Czasem trwało to kilka godzin, a małej nigdy nie było dosyć, a wśród ciemnych nocy można już było dosłyszeć głuche dudnienie, od którego drżała i stękała ziemia. Coś dyszało, zbliżało się ku nam.
Janina Mroczkowiska, Gozdawianka – Oaza